Jeśli czytasz, nie zaszkodzi Ci skomentować. :) To dla Ciebie sekunda, a dla nas ogromna motywacja!
*** ***
"Czasami psychicznie chorzy ludzie potrafią zrozumieć to czego normalni ludzie nie potrafią."
Autokar wraz ze mną i innymi pacjentami zatrzymał się przed
budynkiem. Wysiedliśmy z pojazdu i ruszyliśmy w stronę wejścia. Zatrzymałam się
i spojrzałam w górę.
-Witamy w Mentalroad.- Usłyszałam czyjś głos. Popatrzyłam
się na osobę stojącą obok. Ujrzałam starszego mężczyznę ubranego w czarny
uniform, który noszą strażnicy w tym miejscu. Patrzył na mnie pogardliwym
wzrokiem. Wywróciłam jedynie oczami i ponownie spojrzałam na ogromny budynek
przed sobą.- Ruszaj się. Nie będę tu stał cały dzień- warknął i mocno popchnął
mnie w stronę drzwi. Szłam wolnym
krokiem i z uwagą przypatrywałam się wszystkim mijanym osobom. Nagle pojawiła się przede mną jakaś kobieta.
Miała na sobie niebieski kombinezon dla pacjentów tego miejsca. Nachyliła się
tak, że nasze nosy się ze sobą stykały. Przez chwilę stałam nieruchomo.
-Bu- powiedziałam cichym głosem. Nieznajoma gwałtownie ode
mnie odskoczyła, po czym uciekła w znanym tylko sobie kierunku.- Wariaci-
prychnęłam pod nosem i pokręciłam głową. Nim się spostrzegłam „moi towarzysze”
w podróży już byli daleko przede mną. Poszłam w ich kierunku, nie przejmując
się tym, że zostałam w tyle. Kiedy przekroczyłam próg uderzył we mnie zapach
stęchlizny. Idąc przyglądałam się wyblakłym ścianom. Farba miejscami
odchodziła, a wszystko było brudne i zakurzone.
I oto jestem! Mentalroad Insane Asylum –
szpital dla psychiczne chorych. Czyli nie dla mnie. Nie jestem szalona. Jestem
inna, ale to nie znaczy, że obłąkana! W końcu stąd ucieknę, a wtedy pożałują,
że w ogóle pomyśleli, aby mnie tu wsadzić… Zatrzymałam się w wielkim holu,
chcąc się wszystkiemu przyjrzeć. Naprzeciwko stała lada, za którą nikogo nie
było. W rogu pomieszczenia znajdowały się wielkie, czarne, kręte schody
prowadzące na inne piętra. Było wiele korytarzy, które kierowały do innych
pomieszczeń.
-Możecie już wracać. Wszyscy już przeszli.-
Myślałam, że ten gościu mówił do mnie, ale kiedy na niego spojrzałam okazało
się, że trzymał przy ustach krótkofalówkę. Wszyscy nowi pacjenci już przeszli?
Wcale nie…
-Ja tu nadal jestem…- powiedziałam z kpiącym
uśmiechem. On jedynie posłał mi złowrogie spojrzenie.
-Idź już- warknął i popchnął mnie, przez co
lekko się zachwiałam. Wściekła, gwałtownie odwróciłam się w jego stronę.
-Nie dotykaj mnie, bo odgryzę ci w końcu te
ręce i nie będziesz miał czym pracować- syknęłam cicho. Przez chwilę toczyliśmy
zaciętą walkę na spojrzenia. Przechyliłam delikatnie głowę, a moje kąciki ust
uniosły się lekko ku górze. On nie dawał za wygraną, jednak w końcu się poddał
i odwrócił wzrok. Prychnęłam pod nosem.- Jesteś jak wszyscy inni . Niby twardy
jednak w środku cholernie słaby.- Pokręciłam głową.- To co zaprowadzisz mnie do
dyrektorki, czy mam trafić tam sama?- zapytałam. Nie odezwał się więcej tylko
ruszył przed siebie, więc poszłam za nim. Zatrzymaliśmy się pod dużymi drzwiami
. On zastukał w drewnianą powłokę, i kiedy usłyszeliśmy „proszę” weszliśmy do
środka. Pomieszczenie było bardziej przytulne niż to, co do tej pory widziałam,
jednak i tak było beznadziejne. Za staromodnym biurkiem siedziała kobieta.
Wyglądała na około pięćdziesiąt pięć lat. Obok niej, w rogu gabinetu..jeśli tak
to można nazwać.. stał wysoki chłopak w czarnym uniformie i z burzą loków na
głowie. To nie jest pacjent. Jego ubiór wskazuje na to, ze jest ochroniarzem.
Ale jak ktoś, kto nie jest dużo starszy ode mnie, może pilnować wariatów? To
miejsce jest naprawdę chore …tak, pięknie to ujęłam.
-Dzień dobry. Ty pewnie jesteś Kaya,
prawda?- zapytała, a ja podniosłam na nią wzrok. Nie odpowiedziałam tylko
zaplotłam ręce na klatce piersiowej.- Może byś odpowiedziała?- spytała
oburzona.
-Skoro ma pani moją kartę ze zdjęciem i
wszystkimi danymi, to po co się pani pyta?- To miejsce tak jak i wszystkie
znajdujące się tutaj osoby są totalnie beznadziejni!
-Może by tak grzeczniej?- Wstała ze swojego
miejsca i oparła dłonie o blat.
-A może by tak skończyć tą i tak już
bezsensowną rozmowę, która do niczego nie prowadzi?- zasugerowałam.
-Harry czy mógłbyś łaskawie oprowadzić swoją
nową podopieczną po budynku?- zirytowana zwróciła się w jego stronę. On jedynie
skinął głową. A więc wiem już dwie istotne rzeczy. Po pierwsze, mój nowy
ochroniarz ma na imię Harry. Po drugie, ta stara jędza bardzo łatwo się
denerwuje, co może mi się przydać… Podszedł do mnie i wskazał na drzwi, dając
mi tym samym znak, że mam wyjść. Tak też zrobiłam i kiedy znaleźliśmy się za
drzwiami, odezwał się do mnie.
-Nie radzę ci się tak do niej odzywać. Potem
możesz mieć przez to problemy – mruknął.
-To ty mówisz?- udałam zdziwienie.- Poza tym
od kiedy ktoś „taki jak ty”…- Zrobiłam cudzysłów w powietrzu.- Przejmuje się
losem kogoś takiego jak ja?- dokończyłam.
-Nie przejmuję się tobą. Ja cię tylko
informuję. Zrobisz jak uważasz.- Wzruszył ramionami.- Chodź już- dodał i ruszył
przed siebie.
-Dupek.- mruknęłam cicho, ale tak, żeby
usłyszał, po czym poszłam za nim.
Szliśmy pustymi korytarzami. Nie wiem ile
czasu nam to zajęło, ale obeszliśmy już prawie cały budynek. Pokazywał mi
przeróżne oddziały, pomieszczenia, łazienki. Tłumaczył mi wszystko co i jak i
mówił, gdzie co się znajduje. Przez większość czasu nie odezwałam się do niego
ani słowem. Ignorowałam go, co jakiś czas tylko przytakując skinieniem głowy.
Doszliśmy do wielkich, stalowych drzwi. Otworzył je kluczem, po czym wpuścił
mnie do środka. Zauważyłam, że to miejsce było bardziej chronione niż inne.
-A to jest właśnie oddział zamknięty. Tu
znajduje się twoja cela. Będziesz mogła z niej wychodzić, jedynie pod czyjąś opieką-
wyjaśnił.
-Czyli to nie ty będziesz moim prywatnym
ochroniarzem?- zapytałam.
-Będę, jednak nie zawszę będę mógł przy
tobie siedzieć. Mam też swoje sprawy- odpowiedział wymijająco.
-Więc to oznacza, że jestem na ciebie
skazana- mruknęłam niechętnie i poszłam dalej. Chłopak po chwili dorównał mi
kroku i oboje szliśmy wzdłuż cel. Zatrzymaliśmy się przed jedną z nich.
-Tutaj od teraz będzie „twój pokój”.- Zrobił
cudzysłów w powietrzu. Wpuścił mnie do środka małego pomieszczenia.
Ściany były brudne tak jak cały budynek.
Wszystko miało kolor biały, co nie było przyjemne dla oczu. Skrzywiłam się
lekko. W kącie stało druciane łóżko z materacem i pościelą. Po drugiej stronie
znajdowało się drewniane biurko.
-Uroczo- bąknęłam sarkastycznie. Mogliby
chociaż to jakoś odnowić!
-Cieszę się, że ci się podoba- odpowiedział
ironicznie.- Chcesz tu zostać czy iść zobaczyć świetlicę?- zapytał po chwili.
-Macie tu takie gówno jak świetlicę? To jest
przedszkole czy psychiatryk do cholery?- Odwróciłam się w jego stronę i
uniosłam pytająco brew.
-To chcesz iść czy nie?- spytał zirytowany.
-A jak myślisz?- Przechyliłam głowę lekko w
bok. Zmrużył oczy przyglądając mi się uważnie, po czym w końcu się odezwał.
-Chodź.- Skinął w stronę wyjścia.
Uśmiechnęłam się i poszłam za nim.
-Brawo. Dobry wybór.- Kiedy zamknął moją
celę zaczął prowadzić mnie w wybranym kierunku. Z naprzeciwka szedł jakiś
pacjent wraz ze swoim ochroniarzem. Chłopak w niebieskim uniformie wydawał się
w podobnym wieku co ja. Może jedynie kilka lat starszy. Miał blond włosy, postawione
do góry. Kiedy się mijaliśmy, oboje uważnie się sobie przyglądaliśmy. Po chwili
przerwał nasz kontakt wzrokowy i zwrócił się do swojego - również młodego - ochroniarza.
Szepnął mu coś na ucho, po czym nas minęli.
Doszliśmy na miejsce i weszliśmy do środka.
W pomieszczeniu znajdowały się stoliki, tworząc jadalnię. W niektórych
miejscach stała jakaś kanapa. Były tu również półki z różnymi kartami i grami
planszowymi.
Roiło się tutaj od wielu pacjentów i
ochroniarzy, którzy stali oparci o ścianę. Odwróciłam się w bok, aby zobaczyć
co robi „mój towarzysz”, ale go tam nie było. Znalazł sobie miejsce obok
jakiegoś mężczyzny i uważnie mi się przypatrywał. Postanowiłam usiąść, w jak
najbardziej odosobnionym miejscu. Przyglądałam się wszystkim po kolei. Typowi
wariaci. Ale czego ja się spodziewałam w takim miejscu? Nienawidzę ich.
Nienawidzę ich wszystkich… Moje rozmyślenia przerwał czyjś głos. Podniosłam
wzrok na dziewczynę stojącą przede mną. Bez pytania wzięła krzesło i usiadła
naprzeciwko.
-Nowa?- zapytała. Nie odpowiedziałam od
razu. Wyglądała na może szesnaście lat? Tak, chyba tak. Miała długie, brązowe,
falowane włosy i zielone oczy.
-Może- mruknęłam pod nosem.
-Za co siedzisz?- Była taka bezpośrednia, co
trochę mnie irytowało. Jednak ta osóbka trochę mnie intrygowała… Powoli
przeniosłam na nią wzrok, po czym się odezwałam.
-Za wyjątkowość…- szepnęłam i posłałam jej
tajemniczy uśmiech, po czym
wstałam i odeszłam zostawiając dziewczynę samą……..
Rozdział pisany wspólnie :)
*** ***
Hej, cześć i czołem! :) Przybywamy z nowym rozdziałem! :) Może nie jest on najdłuższy, ale to dopiero początek i chciałyśmy Was wprowadzić w historię ;)
Bardzo dziękujemy za ilość komentarzy pod prologiem! :) To naprawdę motywuje! :)
Mamy już 5 obserwatorów i 304 wyświetlenia! Wow! :)
Zrobiłyśmy zakładkę "Bohaterowie", "Zapraszamy + kontakt" oraz zachęcamy do zajrzenia do zakładki "Pytania do bohaterów" :)
Do następnego! :) Komentujcie ♥
Pozdrawiamy Mara♥ i ∞Iwona Horan∞